Prototyp polskiego testu wykrywającego RNA nowego typu koronawirusa, który wywołał na świecie obecną pandemię, był gotowy 20 marca, ale efekt prac naukowców z IChB PAN w Poznaniu musiał jeszcze zostać zatwierdzony do użytku poprzez szereg prób, które potwierdzały jego skuteczność.
PZH kowalidował polski test
Państwowy Zakład Higieny (PZH) stwierdził w piątek (10 kwietnia), że opracowany w Polsce test jest w pełni skuteczny. Informację o tym podał na Twitterze ustępujący minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin. „W przyszłym tygodniu wyprodukowanych zostanie pierwszych 150 tysięcy (egzemplarzy testu – przyp. red.). Ten test uratuje życie wielu z nas i pozwoli szybciej uruchomić polską gospodarkę” – ogłosił.
Okazało się jednak, że minister nieco przesadził z optymizmem. Jak poinformował IChB PAN, w przyszłym tygodniu powstanie dopiero 1 tys. zestawów testowych, które zostaną przekazane Ministerstwu Zdrowia. Pełna produkcja, czyli owe nawet 150 tys. testów, ruszy dopiero w kolejnym tygodniu, gdy uruchomiona zostanie przyznana na ten cel dotacja z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w kwocie 15 mln złotych. Dzięki temu jeden zestaw testowy będzie kosztował ok. 53 złotych, co potwierdziła dr Luiza Handschuh z Zakładu Biologii Molekularnej i Systemowej IChB PAN. Już wcześniej, na prace badawczo-rozwojowe, dotację w wysokości 100 tys. złotych przyznał naukowcom Wielkopolski Urząd Marszałkowski.
Dzięki opracowaniu polskiej metody testowania na obecność w organizmie koronawirusa przyspieszy się uzyskiwanie jednoznacznego wyniku. Zakażenie patogenem będzie można potwierdzić lub wykluczyć w zaledwie 6 godzin. Jednocześnie dane laboratorium będzie także mogło analizować 92 próbki pobrane od różnych osób. Polska metoda analityczna polega na odróżnieniu RNA wirusa od RNA ludzkiego. Nie trzeba więc do zestawu testowego dodawać dodatkowo kwasu nukleinowego RNA. Dzięki temu próbki będzie można także łatwiej przewozić i magazynować.
Produkcja niezależna od sytuacji na świecie
Trwa jeszcze końcowa procedura legalizowania polskich zestawów testowych, czyli ostatni etap przed wprowadzeniem ich do szerokiego użytku. Polski test musi kowalidować jeszcze jednak polska instytucja, ale wniosek o rejestrację zestawu testowego w Urzędzie Rejestracji Wyrobów Medycznych jest już złożony, co przyspieszy całą procedurę. Stąd zapowiedź uruchomienia pierwszej produkcji w przyszłym tygodniu oraz masowej produkcji w kolejnym tygodniu.
Test bazuje wyłącznie na polskich odczynnikach, a jego poszczególne elementy produkują trzy różne polskie firmy, co sprawi, że dostawy zestawów diagnostycznych nie będą zależne od sytuacji czy zapotrzebowania na świecie. Wynosząca ok. 53 złotych cena jest także bardzo atrakcyjna. Najpowszechniej stosowane obecnie testy wytwarzane w Hong Kongu kosztują około 400 złotych.
Prace nad opracowaniem polskiego testu na koronawirusa trwały trzy tygodnie, a zaangażowanych w nie było w sumie ponad 50 różnych naukowców. Część z nich do pracy zgłosiła się ochotniczo. W zespole jest także wielu bardzo młodych badaczy. Jak tłumaczyła w radiu TOK FM dr Handschuh, pomysł opracowania polskiego testu powstał, gdy w połowie marca okazało się, że niektórym polskim laboratoriom diagnostycznym zaczyna brakować odczynników do analizowania próbek.
„Pomyśleliśmy więc, że dlaczego by nie spróbować opracować własnego testu, który będzie działał na podobnej zasadzie, ale będziemy mogli go sporządzić z odczynników polskich producentów. Dzięki temu uniezależnimy się od dostaw zagranicznych” – mówiła dr dr Handschuh.
Prace nad szybkim testem
Trwają także w Polsce prace nad opracowaniem tzw. szybkiego testu, który wykrywałby obecność koronawirusa w zaledwie 15 minut. Tego typu urządzenie opracowała firma Genomtec z Wrocławia. Działa ono w oparciu o autorską technologię izotermalną SNAAT (Streamlined Nucleic Acid Amplification Technology), czyli amplifikacji kwasów nukleinowych.
Dzięki temu nie trzeba zmieniać temperatury próbki, co znacznie przyspiesza prace diagnostyczne. Do analizy wystarczy tylko kropla materiału genetycznego – krwi lub wymazu z gardła. Przeprowadzone dotąd testy dały 100-proc. skuteczność aparatu Genomtec ID. Urządzenie początkowo miało służyć wykrywaniu innych zakażeń bakteryjnych, wirusowych czy grzybiczych, ale wrocławski zespół postanowił skupić się na koronawirusie SARS-CoV-2.
Jednak w przypadku tego typu aparatury proces certyfikacji jest dłuższy niż przy laboratoryjnych zestawach testowych. W Polsce być może uda się to zrobić jeszcze w pierwszym półroczu bieżącego roku. Certyfikacja urządzenia na rynki europejski i amerykański zakończy się jednak dopiero w przyszłym roku.
autor: euractiv.pl