W czasie czwartkowej wizyty w Warszawie Ursuli von der Leyen, która została wybrana na nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej, jednym z kluczowych tematów powinien być Nord Stream 2. To nowy bałtycki gazociąg z Rosji do Niemiec, układany przez Gazprom. A w najbliższych miesiącach trwać będzie wyścig o przyszłość tego gazociągu.
W pierwszych wypowiedziach po wyborze na przyszłą szefową KE Ursula von der Leyen, dotychczasowa minister obrony Niemiec, z dystansem odniosła się do inwestycji Gazpromu, forsowanej przez wielu jej kolegów z rządu Niemiec. W wywiadzie dla dziennika „Bild” przyznała, że Nord Stream 2 ma wymiar polityczny, a nie tylko ekonomiczny – jak w ślad za Moskwą utrzymuje np. niemiecki minister spraw zagranicznych Heiko Mass. Na geopolityczny wymiar inwestycji Gazpromu i związane z nią ryzyko przywrócenia na dekady uzależnienia państw Europy Środkowej od rosyjskiego gazu wskazują zaś głównie Polska, Ukraina i państwa bałtyckie oraz Dania.
Rosyjskie ryzyko
„Istnieje ryzyko zbyt silnego uzależnienia od dostaw energii z Rosji. Aby zdywersyfikować zaopatrzenie w energię, ważne są inne odmiany energii. Potrzebujemy konkurencji i powinniśmy uwzględniać interesy naszych wschodnich sąsiadów” – wyjaśniła von der Leyen.
I podkreśliła, że „pierwszym właściwym krokiem” do zmniejszenia zależności od Nord Stream 2 jest „demonopolizacja” tego gazociągu.
To właśnie przewiduje znowelizowana w tym roku unijna dyrektywa gazowa. Zakłada ona, że także w podmorskich gazociągach do importu gazu do UE obowiązywać mają antymonopolowe przepisy tzw. trzeciego pakietu energetycznego. To znaczy, że firma handlująca gazem nie może jednocześnie bezpośrednio zarządzać gazociągiem, nie wolno przyznawać monopolu na jego eksploatację, a opłaty za transport gazu mają być ustalane w przejrzysty sposób i nie mogą faworyzować wybranych firm.
Takie przepisy mogą zmniejszyć zyski Gazpromu w eksploatacji bałtyckiej rury i stanowić będą bezpiecznik przez monopolistycznymi zakusami rosyjskiego koncernu. Nie powstrzymają jednak budowy Nord Stream 2, jak wskazała Komisja Europejska, proponując takie przepisy w listopadzie 2017 r. i apelując o ich szybkie przyjęcie.
Berlin gra na czas
Jednak rząd Niemiec 1,5 roku hamował inicjatywę KE. Odblokował ją dopiero w tym roku za cenę wprowadzenia poprawki, która przekazuje niemieckim władzom prawo do decydowania o tym, w jaki sposób unijne przepisy antymonopolowe zostaną nałożone na rurę Gazpromu.
I tu pojawiają się pola potencjalnych sporów pomiędzy przyszłą Komisją Europejską, którą będzie kierować von der Leyen, a Gazpromem i Berlinem.
Unijną dyrektywę opublikowano pod koniec maja i od tego czasu państwa Unii mają 9 miesięcy na jej wdrożenie do swojego prawa. Nie wiadomo, kiedy uczynią to Niemcy. A to ma kluczowe znaczenie dla Gazpromu.
Bo przepisy znowelizowanej dyrektywy przewidują, że przepisy antymonopolowe będą przede wszystkim dotyczyć nie istniejących jeszcze gazociągów. W takim przypadku Berlin mógłby przyznać Nord Stream 2 wyjątki od stosowania unijnych wymogów – ale tylko za zgodą KE. Natomiast w przypadku istniejących już gazociągów Berlin będzie mógł przyznać odstępstwo od unijnych wymogów antymonopolowych – pod warunkiem uzasadnienia, iż nie zakłóci to konkurencji na europejskim rynku gazu.
Duńska przeszkoda
Gazprom zamierzał zbudować Nord Stream 2 do końca tego roku. Ten plan pod znakiem zapytania postawiła Dania, która do tej pory nie zgodziła się na ułożenie rosyjskiego gazociągu na swoich wodach. W ostatnich tygodniach rosyjski koncern wzmógł jednak presję na nowy centrolewicowy rząd w Kopenhadze i ma nadzieję, że dostanie od niego zielone światło w październiku.
Według Gazpromu wtedy formalnie budowa Nord Stream 2 zostałaby ukończona w tym roku. A jeśli do tego czasu Niemcy nie wdrożą unijnej dyrektywy, to Gazprom będzie miał szansę uniknąć antymonopolowych ograniczeń. I to z pewnością wywoła spory między Berlinem a Brukselą i stolicami państw UE z Europy Środkowej.
Jeśli zaś Niemcy wdrożą unijną dyrektywę przed ukończeniem Nord Stream 2, to od Komisji Europejskiej zależeć będzie zgoda na wyjątki w stosowaniu unijnych przepisów w tym gazociągu, o które dla Gazpromu mogą zabiegać władze Niemiec. Odmawiając takich preferencji Bruksela wejdzie w spór z Berlinem.
W obu przypadkach o rozstrzygnięciu takich sporów będzie decydować Ursula von der Leyen. I to będzie prawdziwym probierzem wiarygodności deklaracji nowej szefowej KE i to już w pierwszych miesiącach jej kadencji.
Autor: EurActiv.pl