Podczas prezentacji przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zapewnił, że KE wzięła pod uwagę zarówno stanowiska państw członkowskich, jak i ambitne oczekiwania Parlamentu Europejskiego.
Według propozycji Komisji nowe ramy finansowe mają wynosić 1 135 miliarda euro w zobowiązaniach, co jest równowartością 1,11 proc. dochodu narodowego brutto 27 państw UE, w porównaniu do obecnego 1 proc.
Jednak to co Jean-Claude Juncker nazwał „realistycznym budżetem” zostało natychmiast skrytykowane przez wiele europejskich stolic – w szczególności dużych państw, które są płatnikami netto do budżetu. Natomiast Austria, Dania i Holandia wezwały do bardziej surowego ustalenia poziomu wydatków, nieprzekraczającego 1% dochodu narodowego.
Są też jednak kraje, które są gotowe poprzeć duży unijny budżet i również zwiększyć własny wkład do budżetu.
Większy i ambitniejszy budżet UE
Słowacja i Czechy są skłonne do rozmowy nad warunkami zwiększenia własnych składek po brexicie, ale tak, by nie odbiło się to negatywnie na najważniejszych politykach europejskich. „Jesteśmy gotowi poprzeć zwiększenie finansowania nowych priorytetów, takich jak bezpieczeństwo i migracja” – powiedział premier Czech Andrej Babiš po spotkaniu z komisarzem ds. budżetu Güntherem Oettingerem na początku kwietnia.
„Uważam, że między państwami członkowskimi zawsze powinna być zgoda co do tego, że przekazują do unijnego budżetu zawsze tą samą sumę lub uzgodniony procent PKB” – powiedział z kolei słowacki premier Peter Pellegrini.
Grecja jest jednym z tych państw, które oczekują od nowego budżetu jeszcze więcej ambicji niż proponuje KE. Dimitris Papadimoulis, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego reprezentujący greckie ugrupowanie Syriza, podkreślił, że 1,3% europejskiego PKB przeznaczanego na unijny budżet to minimum, które powinno być uzgodnione przez PE, dodając, że jego zdaniem „wzmocnione powinny zostać polityki takie jak Erasmus+ czy Horyzont2020. Nie ma też potrzeby cięć w politykach spójności i w polityce rolnej, a ponieważ nowe cele, takie jak migracja i walka z terroryzmem, muszą zostać zaadresowane, to państwa członkowskie powinny robić więcej.”
„Lepsza Europa nie jest możliwa za mniej pieniędzy! Zmierzmy się z tym” – dodał Kostas Hatzidakis, wiceprzewodniczący Nowej Demokracji, największej partii opozycyjnej w Grecji.
Także Niemcy, które przeznaczyły 23,2 miliarda euro do unijnego budżetu w 2016 roku (odejmując zwrot 13 miliardów netto w końcowym rozrachunku) są pod pewnymi warunkami gotowe zwiększyć swój wkład. „Jesteśmy gotowi przejąć odpowiedzialność za wzmacnianie Unii Europejskiej. Jednak wiąże się to ze sprawiedliwym podziałem obciążeń między wszystkie państwa członkowskie” – powiedzieli minister finansów Olaf Scholz i minister spraw zagranicznych Heiko Maas, obaj należący do SPD.
Scholz potwierdził również, że kwota 10 miliardów euro rocznie może być zaoferowana przez Niemcy. Jednakże, propozycja Komisji to dopiero pierwszy krok, a wśród niemieckich partii panuje zgoda co do tego, że niemieckie zaangażowanie ma swoją cenę.
Instrument politycznej presji?
Zważywszy na wymiar polityczny nieudanej polityki migracyjnej w Europie, niemal wszystkie niemieckie partie dobrze przyjęły propozycję powiązania funduszy z praworządnością i zasadą solidarności, w szczególności jeżeli chodzi o podział kosztów dalszej integracji. „Przed nami długa i kręta droga” – mówi Karl-Heinz Florenz z EVP. „Kraje takie jak Polska czy Węgry, u których problemy z praworządnością oraz trójpodziałem władzy są bardzo widoczne, będą musiały zrozumieć, że członkostwo w UE wiąże się z pewnymi zobowiązaniami i solidarnością z pozostałymi członkami”. Florenz odwołuje się tu do propozycji wypłaty funduszy unijnych w zależności od poziomu praworządności w danym państwie.
Jednak to, co dla jednych wydaje się dobrym pomysłem, spotyka się z silnym oporem ze strony rządów niektórych państw Europy Środkowej i Wschodniej.
Wysoki unijny budżet przez kolejne siedem lat jest na tyle korzystny dla Polski i polskiej gospodarki, że wszystkie główne partie polityczne mają bardzo zbliżone stanowisko. Spór jednak dotyczy tego, czy konflikt pomiędzy polskim rządem a Komisją Europejską nie wpłynie negatywnie na polską pozycję negocjacyjną. Warszawa daje też jasno do zrozumienia, że nie zgodzi się na planowane przez Komisję jakiekolwiek powiązanie kwestii funduszy europejskich z kwestią praworządności. „Nie zgodzimy się na uznaniowe mechanizmy, które z zarządzania funduszami będą robiły instrument politycznej presji na zamówienie. Budżet musi rządzić się prawem, a nie uznaniowością” – powiedział minister ds. europejskich Konrad Szymański.
Propozycja nowego budżetu przewiduje zmniejszenie dotacji z funduszy regionalnych o 7 proc. oraz funduszy Wspólnej Polityki Rolnej Unii Europejskiej (WPR) o 5 proc. Nie jest zaskoczeniem, że te cięcia wywołały oburzenie w wielu państwach członkowskich.
Trzy państwa Grupy Wyszehradzkiej oświadczyły, że polityka spójności powinna pozostać największą polityką rozwojową, na której korzystają wszystkie regiony i kraje UE.
Wg polskiego ministra inwestycji i rozwoju Jerzego Kwiecińskiego, w ciągu ostatnich trzynastu lat wskaźnik PKB w Polsce wzrósł aż o 20 punktów procentowych. „Szacuje się, że ten spektakularny wzrost to w jednej piątej efekt wdrażania przez Polskę polityki spójności” – dodaje.
Z drugiej strony, pojawiło się też wiele głosów chwalących pomysł Komisji. Słowacki europarlamentarzysta Richard Sulík zaporoponował zmniejszenie budżetu na politykę spójności oraz WPR, bo, jak twierdzi, są one „nieefektywne”. „Sądzę, że te kwestie wymagają ukierunkowania i lepszej kontroli, dlatego proponowane redukcje powinny być bardziej ambitne niż o 5 proc.”.
Nowe państwa członkowskie nie są same w „boju” o utrzymanie wysokich środków na WPR i politykę spójności. Hiszpania i Portugalia popierają utrzymanie polityki regionalnej, natomiast Francja rolnej. „Dla nas, polityka spójności i rolnictwo powinny pozostać głównymi filarami budżetu UE” – stwierdził ostatnio Alberto Nadal, hiszpański sekretarz stanu ds. budżetu.
Także Grecja niepokoi się o swoją sytuację w następnej perspektywie budżetowej. Tylko w ramach Wspólnej Polityki Rolnej, dotychczasowy budżet wsparł Grecję o ponad 19 mld euro. Dlatego cięcia będą miały ogromny wpływ na krajowe rolnictwo.
Nowe środki własne by wypełnić lukę po brexicie
Komisja Europejska chce stopniowo eliminować wpływ środków z krajów członkowskich do unijnego budżetu, dlatego Bruksela zaproponowała wprowadzenie tzw. środków własnych oraz pozbywanie się mechanizmów korekty.
Komisja chce przekierować zyski ze sprzedaży zezwoleń na emisję dwutlenku węgla do budżetu UE oraz uzależnić wysokość składek od ilości produkowanych odpadów nie poddawanych procesowi recyklingu w poszczególnych krajach członkowskich. Ponadto, planuje zlikwidować wspólny system podatkowy dla dużych firm. „Wierzymy, że dzięki nowym środkom własnym wypełnimy lukę po brexicie o około 50 proc.” – powiedział w ostatnią środę (2 maja) komisarz ds. budżetu Gunther Oettinger.
Czechy nie do końca wierzą w powodzenie kompromisu w sprawie nowych środków własnych w kwestiach takich jak opodatkowanie mediów cyfrowych czy dochodów z systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS). „Podobne propozycje mogą mieć bardzo różny wpływ na niektóre państwa członkowskie” – powiedział EURACTIV Aleš Chmelař, sekretarz stanu do spraw europejskich. Jak dodaje, jeśli jednak dojdzie do tego porozumienia, Czechy wolałyby mieć jedno źródło dochodu zamiast kilku mniejszych, żeby kwestia budżetu była bardziej przejrzysta i zrozumiała dla obywateli.
Podobne stanowisko ws. systemu europejskich podatków wyraża Słowacja. „Żaden organ administracji publicznej, także na poziomie europejskim, nie powinien wprowadzać ani podwyższać podatków, dopóki przewidywane wydatki nie zostały oszacowane” – mówi Richard Sulík. Wynika to z ostatniego skandalu z europejskimi dotacjami w roli głównej, którym po wielu latach w końcu zajął się Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Z kolei inny członek ERC Jan Zahradil uważa, że nowy system podatkowy UE mógłby odłączyć budżet UE od budżetów narodowych i dać Komisji zbyt dużą władzę.
Gracja natomiast jest za wprowadzeniem do podatku od transakcji finansowych. Jak twierdzi Papadimoulis, powinny zostać przyjęte co najmniej dwa nowe źródła wpływu do budżetu – mogą one pochodzić z opodatkowania emisji CO2, nafty lub transakcji krótkoterminowych.
Autor: EURACTIV.PL - Karolina Pelka