Na takim terminie – na wiosnę przyszłego roku – zakończenia prac nad następnym wieloletnim budżetem UE szczególnie zależy unijnemu komisarzowi ds. budżetu Güntherowi Oettingerowi.
Mało czasu na przygotowanie budżetu
Przedstawiając unijnym liderom tematy do rozważenia w czasie piątkowych obrad, Donald Tusk zaznaczył, że przygotowania do utworzenia kolejnego budżetu Unii (na lata 2021-27) utrudniają nie tylko proces wychodzenia Wielkiej Brytanii z UE, ale również zmiany instytucjonalne – przede wszystkim kończąca się kadencja Parlamentu Europejskiego i przewidziane na przyszły rok wybory do unijnego zgromadzenia.
Szef Rady Europejskiej przypomniał przy tym, że ostatnie posiedzenie PE jest zaplanowane na kwiecień przyszłego roku, więc uchwalenie kolejnych ram finansowych przed tym terminem wymagałoby przeprowadzenia wszystkich prac w czasie 10 miesięcy: siedem miesięcy na procedowanie w Radzie UE i Radzie Europejskiej oraz trzy miesiące – w PE.
Oznaczałoby to, że państwa członkowskie musiałyby osiągnąć porozumienie ws. unijnego budżetu na lata 2021-27 do grudnia, tuż po nadzwyczajnym listopadowym szczycie. „Konsultacje wskazują, że wielu przywódców państw członkowskich, mimo chęci do podjęcia szybkich prac, uważa takie kalendarium za nierealistyczne” – zwraca uwagę w liście Tusk. Zaproponował przy tym rozważenie możliwości zawarcia wstępnego porozumienia ws. wieloletnich ram budżetowych po roku 2020 w przyszłym roku, ale zatwierdzenie ich pozostawić przyszłemu składowi PE.
Powiązanie unijnych funduszy z praworządnością
Do rozstrzygnięcia pozostaje ponadto kwestia powiązania unijnych funduszy z praworządnością. Według pragnącego zachować anonimowość unijnego urzędnika, w konsultacjach przed jutrzejszym szczytem znaczna liczba przedstawicieli państw członkowskich opowiedziała się za powiązaniem dostępu do funduszy z przestrzeganiem rządów prawa, funkcjonowaniem systemu wymiaru sprawiedliwości czy uczestnictwem w polityce migracyjnej.
Jeśli takie stanowisko państw UE zostanie utrzymane, to KE będzie właściwie zobowiązana do przedstawienia w majowym pakiecie dot. przyszłego budżetu propozycji do wprowadzenia takiego rozwiązania. Jeśli jednak nie będzie ten pomysł nie będzie miał wystarczającego poparcia, to Komisja może zrezygnować z jego forsowania.
Unijny urzędnik, na którego powołuje się PAP, zastrzegł jednak, że były również państwa opowiadające się przeciwko wiązaniu dostępu do funduszy z praworządnością. Ich przedstawiciele zwracali uwagę, że trudno sobie wyobrazić obiektywny system mierzenia praworządności.
Wyższe składki do wspólnego budżetu?
Niejasna jest też wciąż kwestia wielkości przyszłego budżetu. Choć większość stolic popiera zwiększenie składek do budżetu UE, to są też takie, które są zdeterminowane w swoim sprzeciwie wobec takiego pomysłu. Komisarz Oettinger proponuje, żeby państwa członkowskie wpłacały od 10 do 20 proc. więcej niż obecnie. Może być to jednak trudne do zaakceptowania dla płatników netto, czyli bogatych państw UE, które więcej wpłacają Brukseli niż stamtąd otrzymują.
„Spitzenkandidaten”
Unijni przywódcy mają jutro rozważać również propozycję „wiodących kandydatów”, czyli procedury znanej pod nazwą „spitzenkandidaten”. Wg. niej europejskie partie polityczne miałby wskazywać swoich kandydatów do objęcia stanowiska szefa KE. Choć zarówno PE, jak i Komisja opowiadają się za takim rozwiązaniem, to budzi ono sprzeciw wielu państw członkowskich.
W rozesłanym do unijnych stolic liście-zaproszeniu Tusk nie przedstawił propozycji rozstrzygnięcia w tej kwestii.
Jaki PE po brexicie?
Odniósł się natomiast do pomysłu utworzenia ponadnarodowej listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Optuje za nią prezydent Francji Emmanuel Macron, jednak nie znalazła ona wystarczającego poparcia nawet wśród europosłów, wśród których taki pomysł przewija się od lat. Koncepcję ogólnoeuropejskich list po raz pierwszy zaproponował w 2011 r. brytyjski europoseł Andrew Duff (ALDE).
Propozycję zaakceptowała wtedy nawet komisja spraw konstytucyjnych, ale nie otrzymała poparcia PE. W ocenie Junckera ponadnarodowy okręg wyborczy pomógłby wzmocnić europejski wymiar wyborów, ponieważ – jak argumentuje – kandydaci mogliby dotrzeć do większej liczby obywateli w całej Europie.
Uczestnicy jutrzejszego szczytu mają się jednak zająć taką możliwością, choć nie odnosząc jej do najbliższych wyborów. „Ten projekt nie jest bezpodstawny i zdecydowanie warto go przedyskutować w świetle wyborów w 2024 r.” – uznał szef Rady Europejskiej.
W swoim liście do przywódców państw członkowskich Tusk przywołuje także rozwiązanie zaproponowane przez sam PE, które przewiduje, że po kolejnych wyborach liczba miejsc zmniejszy się do 705 (obecnie jest ich 751), a z pozostałych zostanie utworzona lista rezerwowa na wypadek rozszerzenia Unii o kolejne państwa.
„Wydaje się, że propozycja może uzyskać szerokie poparcie państw członkowskich i jeśli zgodzimy się na to wszyscy, uruchomione zostaną odpowiednie procedury prawne, w wyniku których po wyborach w 2019 r. Parlament Europejski będzie mniejszy” – napisał Tusk.
Jeden prezydent UE zamiast dwóch szefów: Komisji i Rady Europejskiej?
List szefa Rady Europejskiej przypomina też kilka innych kwestii instytucjonalnych, które będą wymagały rozważenia przez przywódców państw, choć niekoniecznie podczas najbliższego szczytu. Chodzi m.in. o ewentualne połączenie funkcji szefa Rady i Komisji Europejskiej.
Przedstawiając w zeszłym tygodniu swoją wizję przyszłych władz UE Juncker zaproponował połączenie funkcji przewodniczącego KE (którą obecnie pełni on sam) i stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej (którym jest teraz Donald Tusk). O tym pomyśle na usprawnienie funkcjonowania unijnych instytucji mówił zresztą już wcześniej w swoim orędziu o stanie Unii w 2017 r. Jutro zostanie on zaprezentowany na unijnym szczycie w Brukseli.
Jego zdaniem podniosłoby to znacznie sprawność działania UE, a takie rozwiązanie dopuszczają obecne obowiązujące traktaty. Taka interpretacja unijnych traktatów budzi jednak wątpliwości. W art. 15 traktatu o UE wskazuje się bowiem, że w skład Rady Europejskiej wchodzą szefowie państw i rządów państw członkowskich oraz przewodniczący Rady Europejskiej i szef Komisji (skoro wymienia się ich osobno, oznacza to, że są to dwie funkcje sprawowane przez dwie osoby). Podwójna funkcja nie wymagałaby jednak połączenia samych instytucji – przekonuje Juncker wyjaśniając, że wystarczyłoby wybrać jedną i tę samą osobę na oba stanowiska.
O powszechną zgodę na jednego szefa będzie jednak raczej trudno, bo każdy z obecnych ma inne zadania: szef KE stoi na straży unijnych traktatów, a szef Rady Europejskiej reprezentuje państwa członkowskie.
Autor: EurActiv.pl