Szczyt NATO w Warszawie (8-9 lipca br.), a także seria zamachów we Francji i Niemczech sprawiły, że na forum Unii Europejskiej coraz więcej zaczęło się mówić o możliwościach poprawy bezpieczeństwa na kontynencie. Niemcy zrezygnowały z zachowywanej dotychczas neutralności w kwestii unijnej armii, prezentując swoją analizę w tej sprawie, a francuski prezydent François Hollande w trakcie serii wizyt zagranicznych przedstawiał „francuską inicjatywę na rzecz poprawy europejskiej obrony”, do której Berlin także się przyłączył.
Również Polska chce się zaangażować w tę inicjatywę. Na spotkaniu Trójkąta Weimarskiego (Polska, Francja, Niemcy) w dn. 28 sierpnia pojawiły się kwestie poprawy bezpieczeństwa europejskiego, a po spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry) w dn. 26 sierpnia premierzy Czech i Węgier – odpowiednio, Bohuslav Sobotka i Viktor Orbán – wprost zaapelowali o utworzenie wspólnej unijnej armii. Także prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński już kilkakrotnie w ciągu ostatnich lat wspierał ten pomysł.
Rola USA
Jak zwraca uwagę Marcin Terlikowki, kierownik Projektu Bezpieczeństwo Europejskie i Przemysł Obronny w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, na powrót dyskusji o europejskiej armii w polityce europejskiej złożyło się kilka czynników. Prócz wspomnianych wydarzeń, istotnym elementem według niego jest „wycofywanie uwagi strategicznej Amerykanów z Europy i przenoszenie jej na Azję”.
Od zakończenia II wojny światowej to USA grały kluczową rolę w bezpieczeństwie europejskim, a w trakcie zimnej wojny działały jako przeciwwaga wobec rosnącej potęgi Związku Radzieckiego. Po tym, jak upadło ZSRR „państwa europejskie coraz mniej środków przeznaczały na obronność – zmniejszano liczbę żołnierzy i wycofywano sprzęt wojskowy. Obecnie, kraje te samodzielnie nie mają wystarczających środków, by zwiększyć swoje siły tak, by stanowiły one stosowną odpowiedź na stojące przed Europą zagrożenia, w tym, ale nie wyłącznie, te niesione ze strony Rosji i niestabilności w południowym sąsiedztwie” – tłumaczy Terlikowski.
Dotychczasowe wyzwania i zmiany
Do tej pory jednak wspólna unijna armia rozbijała się o kilka czynników. Jednym z nich była niechęć państw nastawionych sceptycznie wobec Rosji – państw Europy Środkowo-Wschodniej, ale także Wlk. Brytanii, które obawiały się potencjalnego osłabienia NATO. Argumentowały one, że tworzenie dodatkowych wobec NATO struktur utrudni koordynację i efektywne wykorzystanie dostępnych zasobów.
Teraz jednak perspektywa wyjścia Wlk. Brytanii z Unii Europejskiej zmieniła sytuację na kontynencie. Jak zauważyło Ministerstwo Spraw Zagranicznych „w obecnej sytuacji międzynarodowej, w której obserwujemy takie zjawiska jak: pogwałcenie prawa międzynarodowego na Krymie, kryzys migracyjny, decyzja Brytyjczyków o wyjściu z UE, wzrost zagrożenia terrorystycznego w Europie czy wzrost zagrożeń o charakterze hybrydowym, zależy nam w pierwszej kolejności na wzmocnieniu solidarności w działaniach zewnętrznych UE, w szczególności – na wzmocnieniu wspólnej odpowiedzi na wyzwania płynące z Południa i Wschodu”.
Zacieśnianie współpracy
MSZ podkreśla więc, że „na tym etapie dyskusji nie należy jednak tej propozycji utożsamiać z armią narodową czy stałym związkiem taktycznym”. Polska ma dążyć raczej do poprawy stopnia koordynacji wojskowej w ramach Unii Europejskiej, tak w ramach poprawy zdolności bojowych, jak i już przy samych potencjalnych działaniach poprzez np. „utworzenie centrum dowodzenia UE”.
Terlikowski także uważa, że właśnie zacieśnianie współpracy jest tym, czego możemy się spodziewać po państwach europejskich w najbliższych latach. Zwraca uwagę, że jest tu kilka możliwości poprawy współpracy – prócz wspólnych ćwiczeń wymienił także wspólne zakupy sprzętu, co powinno pozwolić uzyskać lepsze ceny od sprzedawców, a także stosowany przez NATO „Koncept Państw Ramowych”, który może doprowadzić do lepszego wykorzystania zasobów mniejszych państw UE, np. półmilionowych Luksemburga czy Malty.
Państwa ramowe
Koncept Państw Ramowych, zaproponowany przez Niemcy w 2013 r. i przyjęty oficjalnie na walijskim szczycie NATO we wrześniu 2014 r. (więcej TUTAJ), opiera się na współpracy dużych i małych państw w ramach Sojuszu. Jak tłumaczy Terlikowski, „np. Niemcy czy Wlk. Brytania zapewniają ‘ramy’ technologiczne i logistyczne, a w te ramy mniejsze państwa dopasowują mniejsze jednostki, a także szpitale polowe, czy kompanie wyspecjalizowane, jak np. kompanie do neutralizacji broni chemicznej”.
Takie ramy pozwalają stworzyć z sił nawet małych państw sprawnie działające grupy zbrojne, a co więcej pozwalają także uniknąć problemu duplikowania niepotrzebnie niektórych kosztownych zasobów, np. właśnie wyspecjalizowanych kompanii. „I to będzie główne wyzwanie – by za pieniądze, które mamy, uzyskać lepszą efektywność w polityce obronnej” – podsumowuje Terlikowski.
Autor: euractiv.pl