W tym tygodniu Unia Europejska porozumiała się z czterema amerykańskimi firmami internetowymi: Facebookiem, Microsoftem, Twitterem oraz należącym do Google’a YouTubem. Przyjęły one „kodeks postępowania dotyczący nielegalnego nawoływania do nienawiści w internecie”.
Nowa umowa
Ma on poprawić zachowanie tych firm w przypadkach zgłoszenia mowy nienawiści na serwisach do nich należących. Obecnie na reakcję tych serwisów można czekać nawet kilka dni, a w skrajnych przypadkach – kilka tygodni. Zgodnie z nowym kodeksem firmy będą sprawdzać zgłoszenia mowy nienawiści w ciągu 24 godzin od ich wpłynięcia.
Mowa nienawiści jest także przestępstwem z punktu widzenia prawa unijnego, więc Komisja przyznaje, że to od tego, jak działają systemy sprawiedliwości w państwach członkowskich w dużym stopniu zależy powstrzymanie zjawiska. Jednak „takim wysiłkom powinny towarzyszyć działania mające zagwarantować, że pośrednicy online i platformy mediów społecznościowych będą szybko reagować na nielegalne nawoływanie do nienawiści” – oświadczyła KE.
Negocjacje
Negocjacje KE z amerykańskim koncernami spowodowane były rosnącą falą internetowej nienawiści skierowanej przeciw imigrantom, a także nawołującej do wspierania Państwa Islamskiego i popierające jego działania. Jak zauważyła Vĕra Jourová, komisarz ds. sprawiedliwości, konsumentów i równouprawnienia płci, „media społecznościowe należą niestety do narzędzi wykorzystywanych przez grupy terrorystyczne do radykalizowania młodych ludzi oraz szerzenia przemocy i nienawiści”.
Komisja stwierdziła istnienie potrzeby negocjacji z amerykańskimi firmami z uwagi na to, że prawo amerykańskie nie ma kategorii mowy nienawiści. Zabronione są tam wezwania do przemocy, które mogą prowadzić do zakłócenia porządku publicznego, ale reszta wypowiedzi podpada pod konstytucyjną ochronę wolności słowa.
Same koncerny nie przykładają wielkiego znaczenia do umowy z Brukselą. Uznały ją za dopełnienie tego, co już i tak robią w swoich serwisach.
Krytyka NGO
Bardziej unijną umową martwią się obrońcy wolności słowa i swobody wypowiedzi. Uważają oni kodeks za kolejny krok w niepokojącym ich zdaniem trendzie zwiększania rządowej kontroli nad Internetem. Np. w Polsce weszła w lutym w życie tzw. ustawa inwigilacyjna, pozwalająca służbom dużo łatwiej zdobyć dostęp do naszych danych internetowych.
„Inne kraje spojrzą na [unijną umowę] i powiedzą: ‘to dobry pomysł, zobaczmy, czy my też będziemy w stanie zawrzeć podobne” – powiedziała agencji Reutera Daphne Keller, była prawniczka Google’a, obecnie dyrektor w stanfordzkim Center for Internet and Society. „Każdy zainteresowany usunięciem z sieci jakichś jej treści spojrzy na [kodeks] z zainteresowaniem” – tłumaczy.
Z kolei NGO Europe for Access Now oskarża Komisję o „przekazywanie firmom obowiązków władz”, jak to ujęła Estelle Massé. Zgodnie z porozumieniem bowiem, to właśnie firmy będą musiały stwierdzić, które treści naruszają nie tylko warunki korzystania z ich serwisów, ale także prawo dotyczące mowy nienawiści w danym europejskim kraju.
Natomiast inny NGO Electronic Freedom Foundation krytykuje brak debaty nt. tego, czym jest mowa nienawiści i różnic w jej definicjach między państwami. „[Kodeks] nie bierze pod uwagę tego, że różne wypowiedzi są uważane za mowę nienawiści w różnych jurysdykcjach” – podkreśla dyrektor ds. międzynarodowych EFF.
Autor: euractiv.pl