Jest pani przewodniczącą komisji spraw konstytucyjnych w Parlamencie Europejskim. Akurat teraz, kiedy w UE szykują się ciekawe dyskusje traktatowe – renegocjacje warunków członkostwa Wlk. Brytanii, ustalanie warunków członkostwa Szkocji w razie odłączenia od Zjednoczonego Królestwa czy rezygnacja ze Strasburga jako jednej z trzech siedzib PE.
To prawda. Rewizja dotychczasowych traktatów lub powstanie nowego traktatu to bardzo prawdopodobny scenariusz. Jednak zmiany traktatowe będą ściśle powiązane z potrzebą stworzenia solidnej bazy prawnej dla strefy euro.
Ostatnie lata były okresem głębokich reform obszaru wspólnej waluty. Przybierały one różne formy, np. umów międzyrządowych. Ten rodzaj umów nie angażuje wszystkich instytucji europejskich. A to Parlament Europejski powinien kierować całym procesem prowadzącym do zmian traktatowych. Tymczasem wszystko, co dotyczy tych zmian leży właśnie w kompetencjach komisji, której przewodniczę.
Jakie konkretnie zmiany są potrzebne?
Nowy traktat będzie najprawdopodobniej traktatem obszaru wspólnej waluty. Powinien stworzyć wszechstronną bazę prawną dla strefy euro. W tym kontekście pojawi się problem podziału na kraje należące do strefy euro i na te, które do niej nie należą.
Dzisiaj wprowadzenie nowego traktatu wymagałoby jednomyślności. Oznacza to, że jeżeli jakieś państwo nie zechce się do niego przyłączyć, jest to równoznaczne z blokadą regulacyjną. A weta można się spodziewać ze strony Wielkiej Brytanii.
Nowy traktat mógłby być oparty na zasadach obecnie zastosowanych w odniesieniu do paktu fiskalnego i traktatu o europejskim mechanizmie stabilizacyjnym. Państwa członkowskie, które zechcą go ratyfikować zrobią to, a pozostałe po prostu do niego nie przystąpią, ale nie będzie to już równoznaczne z zablokowaniem nowego porozumienia. Dzięki temu Wlk. Brytania będzie mogła określić, w jakim zakresie przyjmie nowy traktat i w jakim zakresie chce być członkiem UE.
Europa à la carte?
Tak to może wyglądać, ale możliwości wyboru mogłyby być precyzyjnie określone.
A jak Wlk. Brytania powinna rozwiązać problem Szkocji, która może się odłączyć po wrześniowym referendum?
Jest to problem tzw. wewnętrznego rozszerzenia. Musimy dopiero ustalić co robić z państwami, które się dzielą i jak ma wyglądać członkostwo regionów odłączonych od poszczególnych państw. Dominuje przekonanie, że nie powinno się ich przyjmować do UE automatycznie i że należy wprowadzić dla nich specjalną procedurę akcesyjną. Tą kwestią w najbliższym czasie zajmie się moja komisja.
A prawo wyborcze? Niektóre państwa eliminują minimalny próg wyborczy, niektóre – jak Polska – nie. Czy pani komisja planuje odgórnie uporządkować system ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego?
W konsekwencji likwidacji progów minimalnych do Parlamentu wchodzą małe partie z niewielką liczbą członków. Przykładem są Niemcy, gdzie zniesiono trzyprocentowy próg wyborczy, co umożliwiło wejście do Parlamentu Europejskiego partii kontestującej strefę euro. Taka praktyka może więc doprowadzić do nadreprezentacji partii antysystemowych ze skrajnych opcji politycznych.
To nie tylko zmiany w ordynacji sprawiły napływ partii eurosceptycznych, choć na pewno go ułatwiły. Myśli Pani, że zmiany traktatowe, o których Pani wspomina, mają szansę ograniczyć falę eurosceptycyzmu?
Przyjęcie nowego traktatu po doświadczeniach ostatnich eurowyborów nie będzie zadaniem łatwym. Dystans między Europą i obywatelami jest duży. Brakuje efektywnej komunikacji, pokazującej, jak wielki wpływ na nasze życie jako obywateli wywierają decyzje podejmowane przez instytucje europejskie. Eurowybory zademonstrowały też brak wiary wyborców w to, że Europa może rozwiązać ich problemy i poprawić warunki ich życia.
W celu uchwalenia nowego traktatu konieczne jest więc wejście na bardziej demokratyczną ścieżkę. A Parlament powinien objąć w tym procesie rolę wiodącą.
Proces decyzyjny nie może już docierać do obywateli jedynie drogą sporadycznych relacji telewizyjnych z Brukseli. Przeciwnie, musi on zaangażować wszystkie środowiska reprezentujące obywateli – w szczególności ludzi młodych, których pokryzysowa sytuacja gospodarcza dotyka szczególnie negatywnie poprzez wysoki poziom bezrobocia.
Europejczykom w euroentuzjazmie na pewno nie pomaga świadomość kosztowności działania instytucji unijnych. Czy planowane projekty legislacyjne umożliwią ograniczenie często krytykowanych kosztów biurokracji? Najbardziej zdaje się do tego celu przybliżyć rezygnacja z jednej z trzech siedzib PE, tej w Strasburgu.
Myślę, że w głębi duszy każdy z eurodeputowanych czuje, że byłoby łatwiej i taniej, gdybyśmy wszystko robili w Brukseli. Jednak Strasburg to miasto-symbol pojednania ze względu na swoje położenie na francusko-niemieckim pograniczu, będącym w historii Europy obszarem konfliktów i sporów.
Dochodzi do tego wymiar ekonomiczny: przez dziesiątki lat miasto stworzyło infrastrukturę - hotele, restauracje, usługi, z których europarlamentarzyści korzystają przez tydzień w każdym miesiącu. Strasburg jest więc obecnie uzależniony ekonomicznie od działalności PE.
Zamiast zakręcenia kurka z wpływami budżetowymi trzeba stworzyć projekt alternatywnego zagospodarowania unijnej infrastruktury. Za ciekawą propozycję uważam wykorzystanie budynków Parlamentu Europejskiego jako miasteczka uniwersyteckiego z instytucjami edukacyjnymi otwartymi dla wszystkich Europejczyków.
Rozmawiała Karolina Zbytniewska
Autor: http://www.euractiv.pl