Front Narodowy Marine Le Pen musi znaleźć jeszcze co najmniej dwóch europosłów z dwóch rożnych krajów UE, aby przypieczętować swój wyborczy sukces i utworzyć nową skrajnie prawicową frakcję w Parlamencie Europejskim. Na razie do stronnictwa dołączyły holenderska Partia Wolności Geerta Wildersa, Wolnościowa Partia Austrii, włoska Liga Północna oraz Interes Flamandzki z Belgii. To wciąż za mało, by stworzyć nową frakcję w Parlamencie Europejskim. Do tego potrzeba co najmniej 25 eurodeputowanych z 7 różnych państw.
W tegorocznych eurowyborach Front Narodowy odniósł spektakularne zwycięstwo, które zapewniło mu 24 miejsca w PE. Le Pen i jej sprzymierzeńcy chcą teraz przełożyć sukces wyborczy na korzyści pieniężne, tworząc frakcję, która mogłaby ubiegać się o dofinansowanie z budżetu unijnego. Przywódca Interesu Flamandzkiego Gerolf Annemans przyznał, że publiczne pieniądze są konieczne dla osiągnięcia politycznego sukcesu i to właśnie dlatego partiom tym zależy na utworzeniu frakcji.
Ile to będzie kosztować
Do partii, które chcą utworzyć własną skrajnie prawicową frakcję na razie należy 38 europosłów. Według obliczeń think tanku Open Europe, przy tej liczbie członków ugrupowanie mogłoby ubiegać się o przyznanie rocznej dotacji na nową frakcję w wysokości 2,3 mln dotacji na partię polityczną na poziomie europejskim w wysokości 895,8 tys. euro oraz dotacji na powiązaną fundację polityczną lub think tank w wysokości 572,2 tys. euro. W sumie partia mogłaby otrzymywać 4,4 mln euro rocznie, co pod koniec pięcioletniej kadencji dałoby ok. 22 mln euro.
Europosłowie rocznie dostają z budżetu Parlamentu Europejskiego 96 tys. euro brutto. Budżet, który w roku 2014 wynosi 1,7 mld euro, pochodzi z pieniędzy przekazywanych przez państwa członkowskie. 38 europosłów ze skrajnej prawicy w ciągu pięciu lat dostałoby więc tylko z tego źródła ok. 18,3 mln euro. W połączeniu z największą możliwą dotacją dałoby to 40,3 mln euro w ciągu kolejnej kadencji PE, nie licząc zwrotów wydatków, ewentualnych odpraw i emerytur (więcej o zarobkach europosłów TUTAJ).
Poszczególni posłowie mogą dodatkowo ubiegać się o zwrot kosztów ogólnych w wysokości do 51,6 tys. euro. Gdyby wszystkim 38 prawicowym deputowanym przyznano maksymalną kwotę, w ciągu pięciu lat z budżetu poszłoby na ten cel 9,8 mln euro. Cała VIII kadencja posłów ze skrajnej prawicy mogłaby w sumie kosztować ok. 50,3 mln euro (patrz tabelka poniżej), pomijając wysoką i finansowaną z pieniędzy podatników emeryturę w wysokości do 68,9 tys. euro rocznie, do której mają prawo wszyscy europosłowie. Już po jednej kadencji każdy europoseł może również otrzymać odprawę w wysokości niemal 40 tys. euro.
Istnieje już skrajnie prawicowa partia polityczna na poziomie europejskim, do której należą między innymi politycy z Frontu Narodowego. Jest to Europejski Sojusz na rzecz Wolności, który w 2012 r. otrzymał dotacje w wysokości prawie 360 tys. euro, zaś powiązany z nim think tank – ponad 230 tys. euro. To jednak niewiele w porównaniu z sumami, których może spodziewać się frakcja w PE.
Zasady finansowania
Zasady finansowania frakcji i partii politycznych nie zabraniają przyznawania pieniędzy ugrupowaniom skrajnie prawicowym. Finansowanie może pokrywać 85 proc. kwalifikowalnych wydatków jakiejkolwiek partii europejskiej, natomiast pozostała ich część powinna zostać pokryta ze środków własnych, na przykład ze składek członkowskich i darowizn. Dotacji nie można przeznaczyć na finansowanie kosztów kampanii w przypadku referendów i wyborów (z wyjątkiem wyborów do PE), bezpośrednie i pośrednie finansowanie partii i kandydatów krajowych, ani na spłacanie pożyczek czy koszty ich obsługi.
Frakcje muszą nie tylko mieć co najmniej 25 członków z 7 różnych krajów, ale też „przestrzegać zasad: wolności, demokracji, poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności oraz państwa prawa". Jeśli partie złamią ten warunek, mogą wzrosnąć naciski na prawodawców, aby zmienić zasady przyznawania dotacji albo znaleźć sposób surowszego ich egzekwowania. Organizacje pozarządowe już teraz nawołują do ściślejszej kontroli. W 2018 r. wejdą w życie bardziej restrykcyjne zasady finansowania partii politycznych na poziomie europejskim, ale nie będzie to dotyczyło frakcji w PE.
Dodatkową zaletą założenia frakcji jest możliwość utworzenia przez nią własnego sekretariatu i samodzielnego mianowania jego członków. Partie nienależące do żadnej frakcji zdane są na biuro prowadzone przez Parlament Europejski. Oprócz tego frakcja otrzymałaby punkty, które mogłaby wykorzystać do mianowania swoich członków na ważne stanowiska w komisjach parlamentarnych. Annemans z Interesu Flamandzkiego oświadczył: „Chodzi nam o to, żeby dojść do głosu w obradach, móc wysuwać poprawki. Nie zamierzam przez pięć lat siedzieć bezczynnie w ostatniej ławie. Nie na tym polega praca w parlamencie".
Michaël Privot z Europejskiej Sieci Przeciwko Rasizmowi, która zrzesza organizacje pozarządowe z całej Unii, powiedział: „Co będzie, jeśli deputowany ze skrajnej prawicy obejmie komisję ds. wolności obywatelskich, która zajmuje się prawami podstawowymi? To uniemożliwi, a przynajmniej znacząco opóźni wprowadzenie postępowych praw i postanowień. Z naszych badań wynika, że kandydaci skrajnej prawicy podczas kampanii wyborczych często używali mowy nienawiści. Nie można pozwolić na to, by frakcje, do których należą politycy nawołujący do nienawiści, stały się pełnoprawną siłą polityczną finansowaną z pieniędzy podatników." Dodał również, że władze PE powinny uważniej badać tendencje panujące w partiach, analizując wypowiedzi ich przedstawicieli.
Negocjacje trwają
Coraz powszechniejsze staje się przekonanie, że skrajnie prawicowe partie będą miały kłopot ze znalezieniem przepisowej liczby członków do utworzenia frakcji, szczególnie że Le Pen wykluczyła sojusz z greckim Złotym Świtem czy węgierską partią Jobbik. Z kolei inne partie, na przykład brytyjska Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), nie zamierzają podejmować współpracy z ugrupowaniem zdominowanym przez Front Narodowy. Możliwe, że do wkroczenia w szeregi nowej frakcji dadzą się przekonać niektórzy niezależni posłowie, choć mogłaby ich czekać krytyka za popieranie stronnictwa eurosceptyków i przeciwników imigracji.
Sami politycy ze skrajnej prawicy patrzą jednak na sprawę ze znacznie większym optymizmem. Jeden z nich powiedział: „Mamy nadzieję przekonać więcej niż siedem partii. Bylibyśmy wtedy bezpieczniejsi na wypadek, gdyby jedna z nich wystąpiła z frakcji. Zwracamy się do tych samych posłów i partii co Europa Wolności i Demokracji, a nawet Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy. Kontaktujemy się z nimi codziennie i mamy nadzieję zakończyć negocjacje jak najszybciej, ale nie będę spekulował, kiedy się to stanie. Rozmawiamy z wieloma partiami, a większość z nich wciąż rozważa wszystkie opcje. Wykluczony jest z pewnością sojusz ze Złotym Świtem czy partią Jobbik. Nie chcemy, żeby kojarzono nas z antysemityzmem i nie zamierzamy dać się wciągnąć w dyskusje na temat drugiej wojny światowej albo Holokaustu [...]. Pod tym względem członkowie pięciu partii są jednogłośni".
Janusz Korwin-Mikke, polski przedstawiciel skrajnej prawicy, wspominał o planach utworzenia własnej frakcji eurosceptycznej, do której należeliby posłowie z Europy Środkowo-Wschodniej. We wtorek (3 czerwca) w rozmowie z EurActiv.pl Korwin-Mikke przyznał, że „trwają rozmowy ze wszystkimi partiami, które weszły do Parlamentu Europejskiego – oprócz tych, które już należą do frakcji". Zgodnie z tym nie jest więc wykluczone zawarcie jeszcze porozumienia z Frontem Narodowym lub UKIP.
Parlament Europejski odmówił komentarza na temat frakcji, która jeszcze się nie uformowała. (bk)