Kampania PE ma na celu informowanie obywateli wszystkich państw unijnych o majowych wyborach i ich potencjalnych konsekwencjach. Potrwa ona nie do zakończenia samych wyborów, ale aż do wyboru nowego przewodniczącego komisji przez europosłów. W 2014 roku bowiem, po raz pierwszy w historii UE, europosłowie wybiorą spośród siebie przewodniczącego Komisji Europejskiej (czyli w systemie podobnym, jak w Polsce wybiera się premiera), tym samym zwiększając demokratyczność władzy KE.
Głos dla obywateli
W informacji prasowej grecka wiceprzewodnicząca PE z Partii Socjalistów i Demokratów (S&D) Anni Podimata, w zgodzie z poprzednikami wypowiedziami przedstawicieli PE, podkreśla, że władza instytucji centralnych UE jest niewystarczająco demokratyczna (pomijając sam PE) – decyzję podejmują rządy, a nie obywatele. Rządy są, co prawda, wybierane demokratycznie, ale pomiędzy wyborem przez obywateli swoich posłów, a decyzjami podejmowanymi przez rząd wybrany z tychże posłów w Brukseli i Strasbourgu jest zbyt wiele kroków. Przez to proces nadzoru obywatelskiego i kontroli demokratycznej nad tymi decyzjami rozmywa się i staje się niejasny oraz niezrozumiały dla przeciętnego obywatela.
Według Podimaty, która w EP odpowiada za komunikację, jedynym sposobem na zaradzenie tej sytuacji jest zwiększanie roli europarlamentu, jedynej instytucji unijnej wybieranej bezpośrednio przez obywateli. Zauważa, że przekazywanie tej instytucji większej władzy zaradzi często słyszanej w czasie kryzysu krytyce, że decyzje podejmowane przez Brukselę stoją w sprzeczności z wolą zwykłych obywateli. Wybór przewodniczącego KE, a przez to pośrednio również całej Komisji, ma być dużym krokiem w stronę Unii dla obywateli.
Wtóruje Podimacie jej austriacki kolega z Europejskiej Partii Ludowej (EPL), Othmar Karas (również współodpowiedzialny za komunikację PE), który w płomiennej wypowiedzi podkreśla, że PE jest „Izbą Obywatelską UE – głosem obywateli w unijnym procesie decyzyjnym”. Zauważa, że w nadchodzącej kadencji wybór Parlamentu zadecyduje o wymowie całej polityki unijnej na najbliższą przyszłość.
W ostatnich latach to same instytucje unijne (a nie poszczególne państwa członkowskie) stały się głównym źródłem inicjatywy ustawodawczej na poziomie UE. Daje to PE władzę porównywalną z władzą któregokolwiek z krajowych parlamentów.
Kampania informacyjna jest prowadzona pod hasłem „Działaj. Reaguj. Decyduj”. Będzie ona przebiegała w kilku fazach. Pierwsza z nich, właśnie się zaczynająca, ma na celu wyjaśnienie roli EP w strukturze UE oraz jego nowych uprawnień – oraz tego, jak to się przełoży na życie obywateli. Po miesiącu PE zacznie przedstawiać w największych miastach pięć kluczowych dla siebie obszarów polityki (gospodarka, praca, jakość życia, polityka monetarna i Unia w świecie). W lutym 2014 r. kampania informacyjna przejdzie płynnie w kampanię wyborczą. Po zakończeniu wyborów zaś wróci do formy informacyjnej, przedstawiając nowo wybrany parlament i inaugurację nowej KE.
Nie wszyscy są zadowoleni
Kampania wzbudziła już pewne kontrowersje w granicach Unii i poza nimi. Państwowa agencja prasowa Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) zauważa, że głównym motywem stojącym za rozpoczęciem przez europarlament działań informacyjnych jest obawa o frekwencję, która w poprzednich latach wahała się od niskiej do zatrważająco niskiej. Jeśli trend ten się utrzyma, to o wszystkich deklaracjach zwiększenia demokratyczności można będzie powiedzieć, że to tylko - cytując Szekspira - „słowa, słowa, słowa”.
Brytyjski popularny dziennik Daily Telegraph (DT) przytacza za to słowa brytyjskich konserwatywnych europosłów. Uważają oni, że wydatek ponad sześciu i pół miliona euro na kampanię informacyjną (oraz udostępnienia partiom kolejnych sześciu milionów euro na ich własne kampanie wyborcze) w szarpanej kryzysem Europie nie jest właściwy. Europoseł torysów Martin Callanan w rozmowie z DT mówi, że „[PE] powinien przestać się martwić tym, co myślą o nim ludzie. Może nie myślą za dobrze, ale pieniądze tego nie zmienią”. Callanan zastanawia się również, ilu małym przedsiębiorstwom pieniądze te mogłyby pomóc ruszyć z miejsca. Inni koledzy partyjni Callanana podkreślają, że rozpoczęta dziś kampania informacyjna podkreśla jedynie, jak wielkie jest marnotrawienie funduszy na szczeblu unijnym.
PE nie pozostał obojętny na tę falę krytyki i odpowiedział swym marnotrawnym synom i córkom ustami swojego rzecznika. Jaume Duch zauważył, że wzrost władzy PE wymaga poinformowania o tym fakcie obywateli UE, tak by Ci mogli podjąć świadome decyzje i kształtować przyszłość całego kontynentu w sposób zgodny ze swoimi przekonaniami. (kk)
Autor: www.euractiv.pl