There was a problem loading image http://www.euractiv.pl/uploads/tx_tmimage/flagi-UE.Bryt_PE_.jpg
There was a problem loading image http://www.euractiv.pl/uploads/tx_tmimage/flagi-UE.Bryt_PE_.jpg
Podając informację o rozpoczęciu prac nad rocznym budżetem UE, "Financial Times" zwraca uwagę, że byłby on ustalany co roku kwalifikowaną większością głosów, w odróżnieniu od budżetu wieloletniego, który wymaga jednomyślności.
Dziennik podkreśla jednak, że przyjęcie takiego rozwiązania wymagałoby zmian ustawodawczych, a i tak przychody rocznego budżetu muszą zaakceptować wszystkie państwa członkowskie UE.
Zwraca też uwagę, że w wyniku braku jednomyślności zagrożone byłyby rabaty dla Niemiec, Holandii i Szwecji, a także system pobierania należności celnych i innych źródeł finansowania UE. "Byłoby to technicznym koszmarem" – przytacza opinię unijnego dyplomaty „FT”.
Według gazety, zarówno brukselscy urzędnicy jak i dyplomaci analizują prawne i techniczne aspekty takiego rozwiązania. Dziennik przyznaje jednak, że nie wiadomo, czy jest to próba wywarcia presji na brytyjskiego premiera Davida Camerona, by przystał na kompromis na czwartkowym szczycie, czy też dalej idący plan.
Według źródeł, jakie cytuje „FT”, jeśli takie podejście zostanie podtrzymane, to - i tak już delikatne stosunki Londynu z Brukselą – mogą się pogorszyć. Urząd premiera Camerona zasygnalizował w niedzielę, że wie o tych zabiegach, ale zaznaczył, że budżetowe porozumienie bez Brytyjczyków jest nie do przyjęcia.
„W ostatecznym rachunku musimy zgodzić się na wydatki przewidziane w budżecie. Wnosimy do nich istotny wkład netto i Izba Gmin ma zdecydowane stanowisko w tej sprawie”– powiedział gazecie rzecznik Camerona.
Dziennik przypomina, że Wielka Brytania domaga się zamrożenia nowego, wieloletniego budżetu na poziomie z zeszłego roku powiększonego jedynie o wskaźnik inflacji. Podobne stanowisko zajmuje Szwecja. Zwraca przy tym uwagę, że porozumienie w sprawie przyszłych ram finansowych UE mogą udaremnić także inne kraje, np. Francja, która chciałby utrzymania obecnego poziomu subsydiów rolnych.
Według współpracowników Camerona szanse na porozumienie w sprawie unijnego budżetu wzrosło niemal do 30 proc. z początkowych 10 proc. Przewidują jednak, że najbardziej prawdopodobnym wynikiem czwartkowego szczytu będzie kontynuowanie negocjacji w przyszłym roku.
Coraz więcej Brytyjczyków woli być poza UE
Tymczasem już ponad połowa, bo 56 proc. Brytyjczyków skłonna byłaby głosować za wyjściem kraju z Unii Europejskiej, gdyby odbyło się na ten temat referendum - wynika z opublikowanego właśnie badania ośrodka Opinium dla tygodnika "Observer". Według sondażu ośrodka YouGov opublikowanego na początku miesiąca, za opuszczeniem UE opowiedziało się 49 proc. respondentów.
W sondażu Opinium 34 proc. ankietowanych zdecydowanie opowiedziałoby się za wyjściem z UE, a dalszych 22 proc. - że prawdopodobnie tak by uczyniło. Za pozostaniem w Unii głosowałoby 30 proc. Brytyjczyków, w tym 11 - zdecydowanie, a 19 - prawdopodobnie. 14 proc. nie miało w tej sprawie zdania.
Narastający eurosceptycyzm jest widoczny w elektoracie wszystkich największych partii politycznych Wielkiej Brytanii, zwłaszcza największej w Izbie Gmin - Partii Konserwatywnej (torysi) - aż 68 proc. jej wyborców opowiada się za wyjściem kraju z UE, wobec 24 proc. pragnących w niej pozostać.
Z kolei 44 proc. wyborców opozycyjnej Partii Pracy prawdopodobnie lub zdecydowanie wybrałoby wyjście z UE, wobec 39 proc. tych, którzy poparliby pozostanie w "27". I dopiero wśród wyborców Partii Liberalno-Demokratycznej przeważają zwolennicy pozostania w UE: stanowią oni niemal połowę (47 proc.), wobec 39 proc. prawdopodobnie lub zdecydowanie opowiadających się za wyjściem z Unii.
Natomiast według wyników badania ośrodka ComRes dla tygodnika "Independent on Sunday", 58 proc. Brytyjczyków opowiedziałoby się za wyjściem kraju z UE, jeśli Londynowi nie uda się odebrać Brukseli niektórych uprawnień. Jednak 43 proc. uważa, że Wielka Brytania powinna bezwzględnie wystąpić ze Wspólnoty.
Polska w miejsce Wielkiej Brytanii?
Jeżeli Wielka Brytania zdecyduje się opuścić swoje miejsce w gronie najważniejszych decydentów Unii Europejskiej, to Polska ma duże szanse ją tam zastąpić – uważa agencja Reuters.
W jej ocenie, brytyjska postawa wobec Unii osłabia wpływy tego kraju we Wspólnocie, natomiast znaczenie Polski rośnie dzięki silnej gospodarce, wizji własnego miejsca w sercu UE, a także innym państwom członkowskim, które widzą ją w roli swojego partnera.
Jako szósta co do wielkości gospodarka UE, Polska dobrze wpasowuje się w niszę zajmowaną przez Wielką Brytanię: może wesprzeć prorynkowy, roztropny fiskalnie obóz w UE, któremu przewodzą Niemcy, aby zrównoważyć wpływy Francji z jej skłonnością do protekcjonizmu i dużych wydatków publicznych – ocenia agencja.
Zdaniem autorów analizy, dobrą ilustracją nowego statusu Polski był zeszły tydzień, w którym premier Donald Tusk najpierw spotkał się z niemiecką kanclerz Angelą Merkel w Berlinie, potem poleciał do Brukseli, gdzie rozmawiał z szefami unijnych instytucji, a w końcu przyjmował w Warszawie prezydenta Francji Francois Hollande’a.
„Kiedy Wielka Brytania dryfuje, znaczenie Polski rzecz jasna rośnie” - uważa Kai-Olaf Lang z niemieckiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa. Jego zdaniem, przyczynia się do tego fakt, że we Francji rządzi Hollande - socjalista, który - jak się wydaje - próbuje budować nieformalny blok z przywódcami Hiszpanii i Włoch.
Lang dodał, że Niemcy potrzebują natomiast „jakiejś przeciwwagi” i szukają partnerów, którzy podzielają ich filozofię odpowiedzialności finansowej.
Reuters zauważa, że – paradoksalnie - Polska nie chce, żeby wpływy Wielkiej Brytanii w Europie zmalały. Pisze, że oba kraje łączą długotrwałe więzi, na dodatek minister finansów Jacek Rostowski urodził się w Londynie, a minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski studiował w Oksfordzie.
Według agencji, Warszawa jest przekonana, że mniejsze zaangażowanie Wielkiej Brytanii w osłabi obóz prorynkowy, skutkiem czego skorzysta Francja i inne bardziej protekcjonistyczne krajów południa kontynentu.
„Zdecydowanie uważamy, że izolacja Wielkiej Brytanii przyniesie straty dla nas – krajów liberalnych – i straty dla całej UE” – przytacza wypowiedź polskiego dyplomaty pracującego w Brukseli. Przyznał jednak, że w wyniku zmian w wewnętrznym układzie sił w Europie tworzy się wyraźna przeciwwaga (dla południowego obozu w UE) i pozycja Polski znacznie się wzmocniła.
Dobry punkt wyjścia
Reuters przypomina, że Polska buduje swoją pozycję we Wspólnocie od momentu wejścia do UE w maju 2004 roku. Ekspertów w dziedzinie integracji europejskiej kształci się w naszym kraju na specjalnie utworzonych wydziałach wielu wyższych uczelni, a nawet w specjalistycznych akademiach.
„Słyszę teraz na korytarzach grupy Polaków rozmawiających po polsku częściej niż Niemców” – cytuje pracującego w Brukseli urzędnika, który nie jest Polakiem.
W ocenie agencji, awans Polski przyspieszył szczególnie w ostatnich pięciu latach. Część starych unijnych potęg w wyniku kryzysu ich gospodarek utraciła bowiem swoje wpływy, a eurosceptyczna Wielka Brytania - dryfuje na obrzeża Europy.
W zeszłym roku – przypominają autorzy analizy - Londyn odmówił przystąpienia do paktu fiskalnego, którego celem jest zachowanie dyscypliny budżetowej, a teraz grozi zawetowaniem budżetu UE na lata 2014-20.
Tymczasem Polska ugruntowuje swoje miejsce w świecie i jest jedyną gospodarką w UE, która uniknęła recesji w czasie globalnego kryzysu finansowego i gospodarczego. „Im słabsza będzie rola Wielkiej Brytanii, tym większa będzie potrzeba, aby kraj taki jak Polska zapełnił tę lukę” – uważa szef think-tanku demosEUROPA Paweł Świeboda.
Jednak nie tylko Polacy są zdania, że pozycja ich kraju w UE rośnie. „Dla wielu z nas jasne staje się, że Polska odgrywa coraz ważniejszą rolę w UE” – przyznał Janis A. Emmanouilidis z mieszczącego się w Brukseli Ośrodka Polityki Europejskiej. (bba)