Przejdź do treści

Biuro Informacyjne Województwa Wielkopolskiego w Brukseli

    EU20 WLKP LOGOTYP RGB KOLOR

Biuro Wielkopolski w Brukseli Wielkopolska BXL

imagescau2no8o.jpgCzujemy się obywatelami Unii Europejskiej i twierdzimy, że znamy swoje prawa wynikające z faktu obywatelstwa. Twierdzimy, że w polskich mediach o sprawach europejskich mówi się tyle, ile trzeba. Ale jednocześnie uważamy, że nie jesteśmy dobrze o Unii poinformowani i osobiście nie do końca dostrzegamy korzyści z członkostwa w UE. Taki obraz Polaka-Europejczyka wyłania się z najnowszego Eurobarometru - sondażu przeprowadzonego w całej Wspólnocie. Na pierwszy rzut oka poszczególne odpowiedzi zaprzeczają sobie nawzajem.

Brak osobistych korzyści

Właściwie jak zawsze możemy okrzyknąć sukces. Aż trzy czwarte Polaków czuje się obywatelami Unii Europejskiej. Średnią unijną wyprzedzamy tu o 11 proc. O tyle samo bardziej od przeciętnego Europejczyka przekonani jesteśmy także o znajomości praw, jakie przysługują nam z faktu posiadania tego obywatelstwa (56 proc.). Wydawać by się mogło, że wynik jest fantastyczny.

Jednak, jak popatrzymy na odpowiedzi na pytania, czy Polacy dostrzegają konkretne korzyści dla siebie z faktu przynależności naszego kraju do UE, to zachwyt nad wynikami trochę blednie. Żadne z osiągnięć Unii Europejskiej – poczynając od braku kontroli na granicach i niższych opłat roamingowych, poprzez większy wybór linii lotniczych aż po możliwość podejmowania pracy czy korzystania z opieki medycznej w całej UE nie jest wskazywane nawet przez połowę badanych. Wydawałoby się, że wynik jest fatalny. Nie do końca. Z takimi odsetkami i tak należymy do czołówki obywateli UE świadomych tych korzyści. A tak naprawdę te liczby wcale nie są takie niskie, jak by się wydawało na pierwszy rzut oka. Wymienione w badaniu kwestie dotyczą jednak ograniczonych grup społeczeństwa. Polacy nie są jeszcze aż tak mobilni, aby w rzeczywistości osobiście doświadczyć, co to znaczy nie stać w kolejce na granicy, wybierać tanie linie, zarabiać czy mieszkać poza własną ojczyzną.

Nie doświadczając tego osobiście, dwie trzecie Polaków chce jednocześnie o tych aspektach europejskich wiedzieć więcej. I to na media wskazują, jako na kluczowe źródło informacji. Podobnie dwie trzecie sądzi jednocześnie, że media obiektywnie przedstawiają status quo w Europie. I tu leży pewna szansa.

Nie dajmy się zwieść emocjom

Szansa ta polega na znalezieniu kanałów, jak i gdzie mówić o Unii. Bo mimo, że to entuzjastyczne poczucie, że jest się obywatelem Europy cieszy, jest ono mocno idealistyczne. Z jednej strony jeszcze trochę nadal niesione jest radością wejścia do elitarnego klubu. A to oznacza, że nie wiadomo, jak długo potrwa. Po kilku latach członkostwa oraz w okresie kryzysu wiemy już, że Unia nie jest lekarstwem na całe zło i niesie też wyzwania. Z drugiej, poparcie Polaków w stosunku do członkostwa naszego kraju w UE czy poczucie przynależności do UE wynikają z pragmatycznego podejścia – dostrzegania konkretnych korzyści dla rozwoju państwa dzięki funduszom strukturalnym czy dopłatom dla rolników. W momencie, gdy w odniesieniu do siebie samych Polacy tych zalet widzieć nie będą, ten entuzjazm może spadać. Zwłaszcza, gdy nadejdzie spowolnienie gospodarcze, a w kolejnym rozdaniu budżetowym nie dostaniemy już tak wypchanej koperty.

Prawdopodobieństwo takiego obrotu rzeczy jest duże, jeśli porówna się, o ile spadło w ostatnich latach zainteresowanie Unią. Gdy w 2005 roku w telewizji informacji o sprawach unijnych szukało trzy czwarte Polaków, tak teraz jest to połowa. Podobnie o 25 punktów procentowych spadło korzystanie w tym celu z radia. Jednocześnie o 10 proc. wzrósł odsetek tych, którzy w ogóle nie interesują się tematyką europejską (do 16 proc.). Te dane szczególnie nie dziwią. Po okresie około akcesyjnym, gdy ciekawił nas świat, do którego dołączyliśmy, zaczęła się zwykła codzienność. Unia nam zobojętniała.

Potrzebne poinformowanie

Tymczasem zwiększenie zainteresowania sprawami europejskimi jest nam obecnie w Polsce może nawet bardziej potrzebne niż w ostatnich latach. Nie tylko poto, aby pokazać, jak przeciętny Kowalski profituje z polskiej przynależności do UE, gdyż dotychczasowy przekaz, wydawałoby się obfity, jednak nie wystarcza. Za rok odbędą się kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego. W poprzednich dwóch elekcjach z polską frekwencją osiągaliśmy na europejskiej skali dumny drugi wynik… od końca. Jak pokazują od lat wyniki badań Instytutu Spraw Publicznych, Polacy nie chodzą do urn podczas wyborów europejskich, bo za mało wiedzą o tej samej instytucji, posłach oraz ogólnie Unii Europejskiej. Rząd z kolei zapowiada debatę na temat wprowadzenia euro. Aby nie przeistoczyła się w skakanie sobie do gardeł z czysto propagandowymi hasłami, społeczeństwo musi lepiej rozumieć konsekwencje wprowadzenia wspólnej waluty – znać fakty, korzyści i straty.

Podpowiedzi, jak informować, udzielają sami ankietowani. Choć tradycyjne media – telewizja czy gazety nadal się liczą, wagi nabiera Internet. W nim Polacy najchętniej informację otrzymywać by chcieli poprzez portale informacyjne i oficjalne strony instytucji publicznych, a co dziesiąty – poprzez portale społecznościowe. To właśnie w te obszary warto inwestować myśląc o nadchodzącej kampanii informacyjnej o wyborach do Parlamentu Europejskiego, objaśniając Polakom, co wynika z wprowadzenia euro czy wskazując, jak osobiście skorzystać z tych podkreślanych przez Polaków profitów z przynależności do UE. Ale zaniedbywać nie można żadnego medium, zwłaszcza, że Polacy nie uważają, aby informacji o Unii było za dużo.

* Dr Agnieszka Łada – kierownik Programu Europejskiego Instytutu Spraw Publicznych w Warszawie

Tekst: www.euractiv.pl

Zdjęcie: www.wiadomości.wp.pl